CZYLI HANIA RUSZA W ŚWIAT
Hania skończyła 8 miesięcy, w Polsce szalony maj, pachną bzy, a my ruszamy na wschód. Lubimy ten kierunek! Na pierwszą wycieczkę z Hanuśką wybraliśmy zachodnie tereny Ukrainy, czyli dawne polskie kresy wschodnie. Nie mieliśmy dokładnego planu, ale że mieliśmy samochód, to mogliśmy na bieżąco wprowadzać modyfikacje trasy. Bo tak jak najczęściej, prowadził nas podróżniczy impuls.
Wzięliśmy ze sobą przewodnik Bezdroży “Ukraina Zachodnia”, listę adresów ewentualnych kwater znalezionych na szybko
w internecie i … kilka toreb szpargałów. Bo jedziemy autem Szczególnie przydały nam się 3 gadżety: nosidło turystyczne, w którym Hania podziwiała świat, łóżeczko turystyczne – niezmienna przestrzeń Hani w zmiennych warunkach i mini dmuchany basenik służący jako wanienka. No właśnie, auto… Obawialiśmy się trochę, że zostawimy podwozie na którejś z ukraińskich dziur, ale nasza staruszka Honda (rocznik prawie dojrzały) nie poddała się i zatoczyła 1600 km karpackiej pętli na takiej oto trasie:
TU KOŃCZY SIĘ UNIA EUROPEJSKA
Krajobraz nie urywa się nagle, ale urywa się asfalt. Po przekroczeniu przejścia granicznego w Krościenku zaczyna się dziura i taki slalom towarzyszy nam przez kilkadziesiąt kilometrów. Później bywa różnie, lepiej trzymać się głównych dróg, bo skróty mogą wywieźć w pole, dosłownie. A to z małym podróżnikiem na pokładzie przestaje być przygodą i staje się stresem. No bo ileż można siedzieć w foteliku, gryźć zabawki, przeglądać książeczki i gaworzyć z mamą? Byliśmy tam w przededniu Euro 2012, więc załapaliśmy się na kawałek nowiutkiego asfaltu łączącego Stryj z Lwowem. Ale ale…żeby znaleźć się w tym luksusie trzeba było najpierw pokonać spory uskok z bocznej, dziurawej jak sito, drogi.
NA ZIELONEJ UKRAINIE
Ukraina Zachodnia jawiła nam się jako kawałek ziemi bogaty kulturowo, swojski, ciekawy historycznie no i górzysty! Ludzie otwarci, pomocni, z radością witali nas z “maljeńkaja lalą”, czyli Hanią. Dziwili się trochę, że my z takim maleństwem, taki kawał drogi. A nasza “krasunia”, jak ją nazwała pewna pani, pięknie uśmiechała się bezzębnym uśmiechem do tych gościnnych ludzi. Objechaliśmy łuk Karpat zaczynając w Drohobyczu, a kończąc w Użhorodzie. W każdej miejscowości bez większych problemów znajdowaliśmy nocleg. Najwyżej spaliśmy na 1200 m n.p.m w Turbazie Zaroślak, z myślą zaatakowania najwyższego szczytu Ukrainy – Howerli. Niestety, nie było okna pogodowego. Zaatakowaliśmy za to okoliczną Stację Meteorologiczną Początkowo zostaliśmy potraktowani jak intruzi, bo jak zauważyliśmy w drodze powrotnej, faktycznie znaki krzyczały, że wstęp wzbroniony! No ale Hania w nosidle natychmiast rozładowała atmosferę . Ze stacji wytoczył się tłum zadziwiony tym niecodziennym zjawiskiem. ” A nosek ciepły? ” – z troską pytały panie. Zimny, a jakże, przecież jesteśmy w górach!
Na dłużej zatrzymaliśmy się w Ilci. W niedzielę uczestniczyliśmy w miejscowym “chramie”. Dzień wyjątkowy, prawosławne Zielone Świątki. Do cerkwi sunie barwny tłum, morze chustek! A stroje misternie wyszywane, białe koszule, bogato zdobione kamizelki.
W cerkwi wzniośle, słychać zawodzące głosy. Na zewnątrz z kolei impreza. W powietrzu bańki mydlane i zapach waty cukrowej, wkoło kolorowe kramy.Przypomniało mi się dzieciństwo… Zakupiliśmy wiatraczek dla Hani, watę cukrową dla odpustowej tradycji i w odświętnych nastrojach wróciliśmy na kwaterę. A tam ? Zostaliśmy wciągnięci w świętowanie z gospodarzami. Jak miło! Lokalne specjały, śpiewy, wierszyki recytowane przez dzieci… i toast za toastem. W imieniu matki karmiącej i mlecznej córki toasty w zawrotnym tempie wznosił ojciec 😉
NA WYSOKIEJ POŁONINIE
Chcieliśmy poczuć wiatr na połoninie, więc z Ilci ruszyliśmy szutrową drogą, w żółwim tempie, do Bystreca i dalej w Czarnohorę. Dotarliśmy do Chatki u Kuby położonej na wysokości 1070 m n.p.m. Po drodze trochę baliśmy się byków (pisząca to Justa omijała je jak najszerszym łukiem) ale po ponad godzinie wyszliśmy z lasu i naszym oczom ukazała się przycupnięta pod granią chatka. Okiennice zamknięte, drzwi zamknięte, tylko wiatr hula. Niestety właściciela nie było. Później spotkaliśmy go na dole, właśnie wracał do swojej chatki po dłuższej przerwie. A na połoninie, na ile Hania pozwoliła, napawaliśmy się widokami. Małą trochę zatykał nadmiar powietrza, bo wiało solidnie, więc szybko wróciliśmy przytulić się do chatki na piknik. A wkoło – zielono, przestrzennie, światłocienie buszujące po zielonych łąkach, chmury przewalające się po niebie i pełno kwiecia. Następnym razem na pewno przyjedziemy na dłużej!
LOKALNIE
Zawsze ciągnie nas w takie kraje, gdzie jeszcze wyraźnie zachowała się tradycja i bliskość z naturą. Na równi z krajobrazami poruszała nas otwartość ludzi, taka zwykła ludzka serdeczność. Ot zagadnięcie, skąd przyjechaliśmy, czy pytanie o naszą Hanię. Dziecko w takich krajach, jak Ukraina, bardzo ułatwia kontakty. Pamięć historyczna, przywołująca różne trudne wydarzenia w relacjach polsko – ukraińskich nie przeszkadzała tej serdeczności. Bardzo ładnie podsumowała to pani Dusia, nasza gospodyni w Ilci: ” My nie dzielimy ludzi na Polaków, Ukraińców, Rosjan itd, tylko na dobrych i złych “.
Z DZIENNIKA PODROŻY
2 czerwca 2012, Ilci
“Wieczorem jedziemy na wycieczkę do pobliskiej wsi Krasnyk. Idziemy po prostu przed siebie, chcemy wyjść na pagórek. Spotykamy grupkę facetów, z którymi chwilkę gawędzimy i z którymi robimy zdjęcie wracając. Dalej spotykamy panią, od której wracając kupujemy ser, spotykamy też inną panią, która dostaje telefon od poprzedniej pani, że idziemy i zamyka byka, żebyśmy mogli przejść. Dalej nie idziemy, bo zaczyna kropić. Fajna wycieczka z lokalnym klimatem przez płoty i zagrody, od domu do domu…”
Obok tradycji coraz mocniej zaznacza się tez nowoczesność. Jak choćby w Bukovelu, największym ośrodku narciarskim na Ukrainie. Jako narciarze musieliśmy go zobaczyć! Wyspa, inny świat. Prowadzi do niego równy jak stół asfalt, droga wyrąbana w świerkowym lesie (ponoć bez większych pozwoleń), które jak ściana stoją po jej obu stronach. A potem ogrom infrastruktury. Robi wrażenie.
PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY
Hania, oprócz tego, że pierwszy raz bliżej zapoznała się z kotem, to miała wielość nowych doświadczeń. Zadziwiające było dla nas , jak bardzo polubiła nosidło. Najpierw ze zmarszczonymi ze zdumienia brewkami oglądała drogę, a potem zasypiała. Zero marudzenia, dziecko znikało w swoim świecie obserwacji. Oprócz tego ciekawiły ją inne dzieci i ludzie, którzy brali ją na ręce, zabawiali. Jedyne, z czym był problem, to z ukraińskimi drogami Jakoś nie mogliśmy obliczyć czasu, jaki zajmie nam dany odcinek, bo nie wiedzieliśmy, jak duże dziury nas czekają. Kilka razy zdarzyło nam się jechać za długo i wtedy Hania denerwowała się w foteliku. Ale chyba nam wybaczyła tę małą niewygodę No i pogoda, jak to w górach – czasem słońce, czasem deszcz, więc trzeba zabrać ciepłe nieprzewiewne ubranka i rękawiczki dla dziecka – o tych ostatnich rodzice nie pomyśleli.
Podsumowując – Ukraina Zachodnia, to tereny przyjazne turyście z dzieckiem. Infrastruktura na tyle rozwinięta, że poza głównym sezonem wakacyjnym można bez problemu znaleźć kwaterę bez wcześniejszej rezerwacji. Ceny ok 30 % niższe niż w Polsce, ludzie serdeczni, krajobraz i zabytki barwne.
Comment
Piękne zdjęcia, świetna wyprawa! My właśnie zaliczyliśmy pierwszą wyprawę w góry (młody ma 9 miesięcy), na razie bez szaleństw, trochę po Gorcach pochodziliśmy