Wyjazd z serii- raz na długi czas taki. Spontaniczna, szybka akcja by pooddychać wysokimi górami zanim zaleja je tłumy długiego weekendu. Z Izą znamy się od przedszkola, ale to nasz pierwszy wspólny wypad. A mój pierwszy bez rodziny. Wypad pod prąd: najpierw wieczorem na rowerach do Schroniska na Polanie Chochołowskiej, kiedy wszyscy wracali z gór, potem wczesnym rankiem, kiedy wracałyśmy ze szczytu mając pierwszych turystów i wreszcie w drodze powrotnej Doliną Chochołowską, którą pokonywałyśmy rowerowym slalomem między ludźmi. Nie wspominając już o zakorkowanej w stronę Tatr zakopiance w czwartek popołudniu.
Wyjazd uatrakcyjniły: spanie na schroniskowej podłodze, śniadanie na Kończystym Wierchu, niedźwiedź czyhający w kosodrzewinie, najpyszniejsza szarlotka z sosem jagodowym, oscypek u pana Andrzeja….no i góry, góry, góry !!! Jeszcze senne o poranku, witające pierwsze promienie słońca…
Było IDEALNIE 😉
Więcej zdjęć TU
2 Comments
Świetne zdjęcia! Pokochałam góry jeszcze bradziej