Intensywne wakacje, bo z ruchliwą prawie dwulatką – akcja non stop na trasie: Kutaisi – Borjomi – Tbilisi – Kazbegi – Signagi – Tbilisi – Batumi/Kvariati – Kutaisi
Co nas najbardziej zachwyciło, zaskoczyło, zostało w pamięci czy wpadło w oko? Lista jest długa, wybraliśmy 12 (a czemu 12 zapyta dociekliwy czytelnik? bo najpierw miało być top ten a później doszły jeszcze dwa ) Taka nasza esencja w zdjęciach i opisach.
Góry, góry, chmury
W każdym miejscu, w którym byliśmy widzieliśmy góry lub pagóry. Taki kraj. Więc napawaliśmy oczy przyrodą. A Kaukaz zachwycił nas po raz drugi. Najbardziej podobało nam się w środku tych gór, a nasz środek gór przypadł na okolice Kazbegów.
Marszrutki… i szaleni kierowcy, taksówki i naciągacze
Kaukaska droga, to dla nas przede wszystkim marszrutki, czyli busiki. Zwykle mają pękniętą przednią szybę, wizerunki świętych lub różaniec dyndający na lusterku, pasażerów wszelkiej maści z bagażem wszelakim i szalonych kierowców. W naszym odczuciu było dość ekstremalnie – czasem poczucie przygody ustępowało miejsce wkurzeniu. Czasem udało się trafić na kierowcę, który nie wyprzedzał przed zakrętem i pod górkę, który nie pędził jak samolot przed startem i nie zatrzymywał się gwałtownie w miejscu, gdy ktoś zażyczył sobie przystanek. Taki kierowca to na Kaukazie rzadkość.
Inny rodzaj gruzińskich kierowców prezentowali gruzińscy taksówkarze. Ech, tylko jeden na trzech był ok i zawiózł nas za wcześniej ustaloną cenę. Natomiast w Tbilisi dwa razy jechaliśmy taksówką i dwa razy źle trafiliśmy. Niektórzy taksówkarze stosują zasadę niejasnych zasad i krętactwa i np 10 lari za kurs stało się 10 lari od osoby, a jechaliśmy w czwórkę + Hania. No jak wiemy stolice rządzą się swoimi prawami, jest turystycznie, a jak turystycznie i jest biznes to i krzywe interesy. W każdym razie najlepiej jest pisać cenę na kartce, żeby później nie było argumentów, że nie zrozumieliśmy ceny.
Kolejką i koleją
Pociągi stanowiły alternatywę dla marszrutek. Wprawdzie ślamazarnie sunęły przez gruzińską zieloność, ale na pewno nie powodowały choroby lokomocyjnej… A kolejki linowe są wszędzie, taka lokalna koncepcja turystyczna pamiętająca czasy Związku Radzieckiego.
Monastyry
Tych w Gruzji dostatek . Widzieliśmy zaledwie małą reprezentacyjną, najbardziej turystyczną ich część. Niezwykła architektura z niezwykłym klimatem.
Place zabaw, parki rozrywki i inne uciechy
Bez parku rozrywki ani rusz, a każdy kurort musi posiadać młyńskie koło. Gruzini lubią się bawić, lubią dzieci, więc i placów zabaw u nich nie brakuje. Hania miała frajdę, że hej i piała z zachwytu! A place w Gruzji bardzo fajne – czasem full plastik, ale często bardzo pomysłowe i przyjemne. Oprócz tego z zabaw ulicznych korzystają najczęściej panowie – zbiera się wtedy grupka i jest frajda.
Ludzie, serdeczność i całusy dla Hani
O tym, że ludzie otwarci, pomocni, serdeczni, gościnni, wiedzieliśmy przed wyjazdem, że lubią Polaków, a Lecha Kaczyńskiego traktują jak bohatera narodowego, że zaprowadzą jeśli zabłądzimy, że zadzwonią gdzie trzeba, gdy mamy problem też, ale że aż tak lubią dzieci i aż tak będą zachwycać się naszą Hanią, to nie przypuszczaliśmy! Wszędzie wzbudzaliśmy zainteresowanie, dziecko przyciągało ludzi Hania wdzięcznie machała “papa”, uśmiechała się, ale i ją ta wylewność dziwiła, więc wołała “mama”, co w gruzińskim znaczy ” tata” Musieliśmy delikatnie ograniczać te czułości, by Hania czuła się komfortowo, a ona nauczyła się gruzińskiego “nie” czyli “ara” z tej okazji.
Wino czaczacza
Gdzie ludzie tam i wino- gruziński napój życia. Gdzie wino i ludzie tam supra, czyli uczta z suto zastawionym stołem. Niestety nie mieliśmy zbyt wielu okazji doświadczenia prawdziwego biesiadowania, ale wino smakowaliśmy nie raz, a najbardziej smakowało domowe, pite na szklanki A jak nie wino to gruzińska czacza, albo piwo. Pod gruzińskim niebem wszystko smakowało pysznie
Gruziński zakręcony alfabet
Piękne szlaczki zakręcone jak pnącza wina. Nauczyliśmy się odczytywać nazwy miast! Natomiast inne nazwy, nawet rozszyfrowane fonetycznie, nie ujawniały swego znaczenia. Ale nam się podobały! ” B” jak bomba, “S” jak haczyk, “G” jak kłódka, taka była nauka
Gruzja to საქართველო czyli Sakartwelo
Chleb, pomidory i czurczele
Nasze przeboje kulinarne. Najlepszy chleb prosto z pieca, jeszcze ciepły i chrupiący, soczyste pomidory ratowały naszą gruzińska dietę ubogą w warzywa, a czurczele były niespodzianką… wyglądały dość dziwnie, a smakowały pysznie!
Zielony, bardziej zielony, najbardziej zielony
Bujność krajobrazu, jeszcze nie spalona letnim słońcem, towarzyszyła nam niemalże wszędzie. Najpiękniejsza oczywiście na kaukaskich łąkach..
Zwierzęta wolnochodzące
Hania zaczęła wydawać masę dźwięków naśladujących zwierzęta! Bo gdzie nie spojrzeć tam krowa, pies, owca a czasem świnia. Krowy na drodze to stały element kaukaskiego krajobrazu. Te były szczególnie wolnochodzące 😉
I na koniec o stolicy
Nasze gruzińskie skrzyżowanie dróg, w drodze do Stepantsmindy, do Signagi, do Batumi. Wszystkie drogi prowadzą do Tbilisi.
Stwierdziliśmy, że im dłużej w Tbilisi, tym nam się bardziej podoba. I chciałoby się więcej tego czasu, kiedy to jednym krzywym chodnikiem dojdziemy do jakiegoś placu, by stamtąd dziurawą drogą pod górkę wyjść wprost na piekarnię w piwnicy, zaglądając po drodze w podwórka, przyglądając się drewnianym balkonom obrośniętym winoroślami, oknom, ludziom . A stamtąd przejść w zupełnie inne klimaty, z odnowionymi kamienicami, nowoczesnymi budynkami, popatrzeć na leniwą rzekę Kurę, na okoliczne wzgórza, posiedzieć w parku z fontanną (czyt. pobiegać za Hanią), no i zachwycić się zabytkami przy okazji.
Ciężko uwierzyć, że Tbilisi jest domem dla 1,5 miliona ludzi, a miasto nie sprawia wrażenia wielkiej metropolii. Jakoś zgrabnie się posadowiło nad rzeką Mtkawi i nie przytłacza… może dlatego że wiele go nie widzieliśmy?
10 Comments
Barbi z winem! Super. Powinniscie kontynuować cykl. Barbi z koniakiem, piwem itd.
…tyle, że to nie nasza Barbi 😉
Super!!! Zakochałam się – w Waszej Rodzince Tez byłam w Gruzji ostatnio więc fajnie mi się oglądało zdjęcia – co prawda ominęłam place zabaw hehe 😉 Pozdrowienia
Dziękujemy! Gruzja super, chętnie byśmy tam wrócili
Wpadam w zachwyt, ale.. jest jedna rzecz, której nie ogarniam moją małą głową. Mam wbite do serca europejskie standardy: dziecko jedzie w foteliku w samochodzie. Wiem, wiem, na całym świecie trzeba mieć do tego dystans, ale serce miałabym w gardle całą drogę.
Zawsze lubiliśmy lokalne środki transportu i tym razem w większości przypadków było ok ( najdłuższy dystans pokonaliśmy pociągiem) Samochodami- taxówkami jeździliśmy tylko po mieście na krótkich dystansach. Najgorsze były busy- marszrutki, a raczej ich kierowcy. Kilku jechało tak, że po tym wyjeździe nie powtórzyłabym już tego sposobu przemieszczania się po Gruzji – za dużo nerwów. Szkoda tylko, że wynajem auta jest dość drogi. Ale w sumie w Polsce nie widziałam nigdy, żeby w takich lokalnych busach dzieci jeździły w fotelikach (?) Bo to jest środek komunikacji publicznej. Tak czy siak – nasze poczucie bezpieczeństwa mówi gruzińskim marszrutkom na długich dystansach “nieee”.
Kochani, to jest fantastyczne, jestem pełna podziwu dla Waszego hartu ducha tj. wyprawy do Gruzji z dzieckiem, małym, no a zdjęcia – po prostu piękne…..
Pozdrawiam serdecznie
Dziękujemy bardzo i również pozdrawiamy! Jedyna trudność w podróży tam to marszrutki. A cała reszta, jak to z dzieckiem – akcja non stop Gruzja piękna!
Wow! Jestem pod wrażeniem! Wszystko mi się tu podoba :). I fajne foty, i te opisy, co dają tło spoza zdjęcia, i te trafne krótkie podpisy pod zdjęciami, i łatwość wyszukiwania, i że jest o Was, i że jest nie tylko o Was… no i Gruzja. Dzięki za inspirację!
Dzięki Takie tam matki wieczorne zabawy 😉 Gruzja piękna i bardzo różnorodna, chciałoby się pobyć dłużnej w górach, ale zabrakło okna pogodowego…