• PODRÓŻE
    • Polska
    • EUROPA
    • AFRYKA
    • AZJA
  • Jedziemy
    • ROWEREM
    • W góry
    • Autem
    • Z Dziećmi
    • Weekend
  • PRAKTYCZNIE
  • TWÓRCZO
  • FILMY
  • O nas
  • Metki

    Agroturystyka pod jaworem alternatywa dla bałtyckich kurortów Azerbejdżan Bacówka pod Bereśnikiem Baku Bałkany Bałtyk w lipcu Bałtyk z dzieckiem Bałtyk z rowerem Beskid Mały Beskid Niski Beskid niski z dziećmi Beskid Sądecki z dzieckiem Beskid Wyspowy Beskid Śląski Beskid Żywiecki Bielsko- biała z dziećmi dwulatek na nartach Florencja z dziećmi Gdzie nad bałtyk Gruzja z dzieckiem Góry z dzieckiem Jaworze Nałęże z dziećmi Kameralne miejsca nad polskim morzem Kreta z dziećmi kwiecień w Toskanii lato na wsi lato z dziecmi letnie klimaty Mielenko z dziećmi Narty w Beskidzie Niskim z dzieckiem Nowica Olandia z dziećmi Rowerowa Olandia Równica z dziećmi Skrzyczne Sri Lanka z dziećmi Szpilkowo ferie Szwecja rowerem Szwecja z dziećmi Toskania z dziećmi widoki Toskanii wiosna w Toskanii Wysowa Zdrój z dziecmi ładne plaże nad Basłtykiem
  • PODRÓŻE
    • Polska
    • EUROPA
    • AFRYKA
    • AZJA
  • Jedziemy
    • ROWEREM
    • W góry
    • Autem
    • Z Dziećmi
    • Weekend
  • PRAKTYCZNIE
  • TWÓRCZO
  • FILMY
  • O nas
Czechy  / Europa  / Podróże  / Rowerem  / Z Dzieckiem
MORAWY ROWEROWE

Posted On 11 października 2015

CZYLI CZESKA KOMEDIA W PIĘCIU AKTACH

morawy rowerem047_1

Do czytania polecamy tę piosenkę :)

Dzień 1      Kufry nemají, cestu neznají
Jedźmy, jakoś damy radę, to tylko 5 dni :) Taka myśl przyświecała nam podczas spontanicznej decyzji o rowerowym wyjeździe na Morawy, które zawsze były na naszej liście miejsc do pedałowania.  Wyjazd nie był taki oczywisty z kilku powodów: momentami prognozy straszyły wielkim deszczem, nie mieliśmy nieprzemakalnych sakw, a stan pociągowego przyczepki pozostawiał wiele do życzenia – miesiąc nie siedział na rowerze bo kostka po urazie ciągle pobolewa, w gardle drapie, nadgarstek skrzypi. A do wyjazdu pozostał tydzień pełen innych zajęć. No to jechać, czy nie jechać? Spróbujemy :)

Nie zaplanowaliśmy trasy wcześniej, jedynie Breclav i mieszkająca tam Vladka, koleżanka Justy ze studenckiego stypendium, wyznaczyły punkt startu i finiszu rowerowej pętli. Resztę się zaimprowizuje, pomyśleliśmy, przecież będziemy mieć w pobliżu strzałę staruszkę-Hondę w razie czego (ile razy to już mówiliśmy, że to jej ostatnia podróż ? ;-). Naprędce zamówione sakwy Crosso doszły dzień przed wyjazdem, prognozy się poprawiły na słońce, a pociągowy udawał że jest lepiej. Jeszcze tylko Marianka postraszyła mocnym kaszlem, ale poranna kontrola u pediatry przechyliła szalę na tę właściwą stronę mocy. Wszak świeże nie-krakowskie powietrze 24 na dobę dobrze jej zrobi :)
Do godziny 15 udało nam się upchnąć wszystko, co przyszło nam do głowy, w dopiero co przybyłe, pachnące świeżością sakwy. W przedwyjazdowym chaosie zapomnieliśmy o przeczytaniu wyjazdowej listy rowerowej (podstawa!), więc nie wzięliśmy maty pompującej dla Marianki (podstawa!), kubka i herbaty (podstawa!), kocyka kempingowego (podstawa podstaw!), a Wojtek pożyczył zły śpiwór, nie puchowy (podstawa!). No ale, przecież to tylko bliskie Czechy na 5 dni :)
morawy rowerem003

Droga z Krakowa na Morawy jest szybka i prosta – 99% to autostrada

morawy rowerem001

Ciemno, zimno, kropi deszcz… z auta obserwujemy poczynania Wojtka stawiającego nasz dom na kempingu apollo pod Breclavem.

Dzień 2    Nocna Nirvana i dzienne wpadki
 Co to była za koszmarna noc. W życiu nie zasypialiśmy przy Nirvanie. Tegoroczny koncert mamy zaliczony.
Dotarliśmy w okolice Breclava ok 20, ciemno, deszczowo. toteż śpimy na kempingu. Na miejscu dowiedzieliśmy się o imprezie – zakończenie sezonu motocyklowego typu stare/harleyowe/pierdzące, ale nie wiedzieliśmy że motorowi urządzą sobie nocną przejażdżkę po kempingu rodzaju w-te-i-we-wte-10-razy, a o 3 będą dopijali wino w okolicy naszego namiotu. Ale jak tu nie świętować końca lata do rana, jak się ma takie dobre wino!
A rano – pierwsze pakowanie rowerów sakwowych z dwójką dzieci nie należało do zadań łatwych. Gdzie co wrzucić, jak co upchnąć, złapać dziecko, uspokoić drugie, stawiać wszystko tak żeby nie zmieniło zawartości, tu coś nie pasuje, tu przerzutka nie działa, wszak czasu w PL na ogarnianie nie było. Na koniec nie mogliśmy uwierzyć, że to już, że się udało i że wreszcie ruszamy :)
Jednak początek trasy średnio nam się podobał – trochę sztucznie się czuliśmy jadąc wyznaczoną ścieżką, mijając co krok wyglądających bardzo pro rowerzystów :) A my z naszym kolorowym majdanem! Tak było tylko w okolicach Lednic, wiadomo, jest perełka turystyczna, jest i turystyczny blichtr. Potem trasy wiodły normalnymi, bocznymi, pięknie wijącymi się drogami. Pałac w Lednicach, wpisany na listę Unesco, podobno robi wrażenie na żywo :) Ale, że była niedziela, tłok, zakaz jazdy rowerem koło pałacu (!), a MANIA WŁAŚNIE ZASNĘŁA, to nie zobaczyliśmy najważniejszego zabytku w okolicy. Żegnajcie wieżyczki, wykusze i dwustu hektarowy parku z wiekowymi drzewami. Zobaczymy Was w internecie, a tymczasem mkniemy podziwiać morawskie przydrożne ogródki pełne jesiennego kwiecia, morawskie zielone pagórki, pola jak chusteczki, winnice pełne dojrzałych winogron, ten klasyk, tę krajobrazową idyllę, do której ciągnęła nasza myśl przed wyjazdem. I było przepięknie, było spektakularnie i wiatr we włosach na zjazdach!
morawy rowerem002

Mimo częstych pobudek, uśmiech o poranku jest!

morawy rowerem004

Pakowanie, dopinanie, upychanie…a dzieci buszują!

morawy rowerem005

Hura, ruszamy!

morawy rowerem006

Gdyby nie guz Marianki nabity na betonie, to byłaby to najprzyjemniejsza kawowa miejscówka. Lednice

morawy rowerem009

W końcu zaczyna być malowniczo :)

morawy rowerem010

morawy rowerem011morawy-rowerem010a

morawy rowerem012

No i mamy morawski klasyk!

morawy rowerem014

Gdzie jest przyczepka?

morawy rowerem015

Akcja non stop. Przy dwójce, to już w ogóle nie ma chwili wytchnienia… chyba, że jedziemy na rowerach… no, ale wtedy też jest wysiłek, znaczy się odpoczynku brak.
W zasadzie nic nowego – dzieci wymagają uwagi, spełniania ich potrzeb prawie ciągle. Przy dwójce potrzeby spełniane są na zakładkę, gorzej jeśli pojawiają się równolegle i nie da się ich zaspokoić równocześnie, bo np mama jest tylko jedna i obie zaczynają płakać. Wtedy porozumiewawcze spojrzenie z Wojtkiem wystarcza, by… zacząć się serdecznie śmiać. Nie z dzieci, bo oczywiście staramy się jakoś załagodzić napięcia wynikające z niespełnionej potrzeby, ale z atmosfery, której próbujemy nadać ton groteskowy. To jest chyba reakcja obronna rodziców w tarapatach 😀
Pierwszego dnia musieliśmy się oswoić z tym, że dla wszystkich jest to nowa sytuacja. Były oczywiście zachwyty, że w końcu jesteśmy razem w drodze, ale nie obyło się bez kilku wpadek. Pierwszy raz w naszej podróżniczej historii wylała się świeżo ugotowana woda z menażki, gotowa do zalania płatków na śniadanie (a Hania chce jeść “TERAZ!”). Pierwszy raz też wylała nam się kasza z sosem pomidorowym wprost do namiotu, za sprawą niezwykle szybkiego i celnego chwytu Mani, która też tego dnia pierwszy raz w życiu nabiła sobie guza (z pomocą starszej siostry), następnie rozwaliła wargę (bawiąc się kaskiem rowerowym mamy) i obiła łuk brwiowy (przy pomocy ławki na placu zabaw). Na szczęście limit nieszczęśliwych wypadków wyczerpaliśmy tego dnia.
 morawy rowerem007morawy rowerem025_1
morawy rowerem015

Nagle zrobiło się zimno! Przyczepka jednak jest super schronieniem przed wszystkimi utrudnieniami atmosferycznymi.

morawy-rowerem015a

Nasz pierwszy dziki nocleg, stawiamy dom nieopodal winnicy…

Dzień 3 Kava i pod górkę do knedlików
Piękny słoneczny poranek – Łąka przy słodkich winogronach – Rodzice składają obóz – Dziewczynki buszują.
Sentencje wybrane, zmęczenie trudnymi początkami pokazujące:
Justa: Włóż Manię do przyczepki, chwilę jej zajmie, zanim się wygramoli… (a my będziemy mieli spokojne 2 minuty na pakowanie)
Wojtek: (myśli o kawie) Kawa, to też nie jest odpoczynek… to jest RATUNEK po męczącym poranku (i kiepskiej nocy)
Justa: Jesteśmy prawie spakowani (a namiot jeszcze stoi, wkoło kolorowy bałagan)
morawy rowerem016_1

Słoneczne śniadanie z winogronami :)

morawy rowerem017_1

morawy rowerem024_1

Mania, która nauczyła się chodzić w wieku 10 mc (tu 10,5mc) ostro trenowała i badała okolicę.

O, jak czekaliśmy na przerwę kawową. Chyba bardziej potrzebowaliśmy jej mentalnie, niż fizycznie.
 Rytm podróży rowerowej wyznaczały nam nie zabytki, nie wyznaczone miejsce postoju, a potrzeby podstawowe – Mani potrzeba snu, Hani potrzeba zabawy, nasza potrzeba kawy, głód. Rano powolne pakowanie, potem kawa, jeśli miasteczko było blisko, a Marianka jeszcze nie zasnęła, potem pedałowanie, bo Mania śpi, potem dłuższa przerwa na piknik i zabawy (idealnie, jeśli był w okolicy plac zabaw), dalej spanie obu dziewczyn i szukanie albo noclegu albo wcześniej knajpy z jedzeniem, w zależności od pory.
morawy rowerem018_1

TEN moment, kawa :)

Drugiego dnia udało nam się otrząsnąć z szoku zajętości i wpadek dnia pierwszego i w pełni cieszyliśmy się krajobrazem, byciem w drodze. Tak dawno nigdzie nie byliśmy, bo lato zapracowane, że teraz zachłannie wdychaliśmy krajobraz, zimne podmuchy wiatru, ciepłe promienie słońca. Krajobraz morawski jest bardzo przyjemny do pedałowania, oczy odpoczywają, nie ma w nim przesady – schludne miasteczka z czerwoną dachówką, winnice, pola uprawne. Brawo dla Czechów za szacunek dla naturalnego krajobrazu! Nudzić się nie można, bo pagórek za pagórkiem wymuszają zmianę rytmu pedałowania.
Szacując dystans na ok 30 kilometrów dziennie, tego dnia mieliśmy spać gdzieś w okolicy miejscowości Klobuky u Brna. Dojechaliśmy tam ok 17 i z racji późnej pory (zachód słońca o 19) planowaliśmy zjeść kolację. Poza tym obiecaliśmy Hani knedliki! W lokalnej pizzerii nie serwowali knedlików, więc zostaliśmy skierowani do motelu Podkova na górce. Nie górka była problemem, choć na głodzie obniżyła morale, a remont drogi prowadzącej do niego. Mieliśmy więc przygodę i kombinowanie, jak przejść z przyczepką dziurawą budowę… Szkoda tylko, że w motelu nie serwowali knedlików, co gorsza, w ogóle nie wiedzieli, o co nam chodzi (a myśleliśmy, że to danie narodowe!). Hania bez knedlików, Mania wzgardziła podgrzanym słoiczkiem, dobrze, że Justa pracuje w barze mlecznym 24/7 i że wspaniałomyślnie zrobiła batoniki zbożowe na wyjazd :) A dzień zakończył się pięknym dzikim noclegiem na łące, szumem lasu i wszystkimi odgłosami natury.
morawy rowerem021
morawy rowerem022
morawy rowerem023

morawy rowerem029

morawy rowerem030

morawy rowerem031

Backstage takich zdjęć jest z reguły dość zabawny ;-0 No ale mamy wspólne zdjęcie :)

morawy rowerem026

Droga do knedlików… pan rozstawił mosteczek specjalnie dla nas, bez słowa, z powagą, jakby to robił dla przyczepek co chwilę :)

morawy-rowerem027

W motelu Podhova lokalnie, piwo leje się strumieniami….tylko knedlików brak!

morawy rowerem028

Tup tu Tup tam…Mania rozpędza się coraz szybciej!

morawy rowerem024

W drodze na nocleg

Dzień 4    Zimno i  Cesta Neznajiczka
Mimo zimna (9 stopni w namiocie) była to nasza najfajniejsza noc. Hanię tym razem całą wpakowaliśmy do puchowego śpiworka i spała cudnie, bo poprzedniej nocy rozkopywała niezapięty śpiwór i budziła się 6 razy z zimna!  Mania ok, krakowski standard… natomiast problem mieliśmy z ojcem rodziny. Nie dość, że położone w poprzek maty (z powodu braku maty mariankowej) trochę nie starczały na długość, to jeszcze pożyczony w pośpiechu śpiwór okazał się niepuchowy. Ech, mimo wystawania zeń tylko nosa, nie ogrzał Wojciecha.
Ten dzień był również najfajnieszy! Wpadliśmy w rytm, pogoda dopisywała. Rano nacieszyliśmy się łąką, rosą, widokami, bo miejscówka noclegowa przepiękna. Zaraz po ruszeniu trafiliśmy na śliwę i najedliśmy się do woli. Niesamowite, ile po drodze spotkaliśmy owoców na drzewach i innych darów kończącego się lata (orzechy! jabłka!). A potem nastała przygoda, bo przygody lubimy. Z morawskimi ścieżkami jest tak, że są świetnie oznaczone zarówno tabliczkami jak i na mapach. Jeszcze przed wyjazdem byliśmy pod wrażeniem przygotowania terenu pod kątem turystyki rowerowej. Wybierając trasę ścieżkami mogliśmy być pewni, że natężenie ruchu samochodowego będzie zerowe lub znikome. Ścieżki poprowadzone są bardzo atrakcyjnymi szlakami, czasem świetnymi, wydzielonymi asfaltami, czasem szutrami. Tego dnia właśnie wybraliśmy szutr dolinką, kusił na mapie swoim otoczeniem, no i z górki. Ale szutr przeszedł w trawę, a droga coraz bardziej zagęszczała się chaszczami po bokach. Jakby naszego zaniepokojenia terenem było mało, napotkaliśmy pana zbierającego śliwki, który mówił, że przejazdu raczej nie ma, ze jego przywieźli autem z innej strony, no ale ostatecznie  że “Můžete zkusit”. No to skusiliśmy, bo perspektywa targania dobytku spowrotem do góry była mocno nieciekawa, no i mapa ewidentnie pokazywała że będzie dobrze. No a dalej droga nagle uciekła w las i … kropka, powrót?  Nie zgadzamy się! Wojtek ruszył na rekonesans i uff, znalazła się dalsza droga w stronę prawidłową, jedyne co to trzeba było  przerzucić się na drugą stronę rowu, co wszystkim sprawiło dużo frajdy :)
morawy rowerem025

6 stopni nad ranem, ale natura wokół uczyniła ten nocleg wybitnym.

morawy rowerem032

morawy rowerem033

morawy rowerem034

Morawsko

morawy rowerem035

Romantik klasik, a dziewczyny jeszcze śpią :)

morawy-rowerem037

morawy rowerem036

morawy rowerem038

Śliwka Morawska pod kolor przyczepki

morawy rowerem039

morawy rowerem040

Udało się przetransportować rodzinę za rów :)

Akcja pod lokalnym sklepem – Wojtek pilnuje brykających dziewczyn, Justa w sklepie wybiera szczoteczkę do zębów dla Hani (użyteczna pamiątka z wojaży to najlepsza pamiątka 😉 Hania ze szczoteczką: Hura! Huraaa!….a wiesz mama, jak ją nazwiemy? Cesta neznajiczka!
Po codziennych śpiwach piosenki Nohavicy o trzech świnkach, co jada w podróż i “kufry nemaji, cestu neznaji”, szczoteczka do zębów została nazwana “Droga neznajka”. Piękne czeskie słowotwórstwo Haniu!
morawy rowerem041

Przystanek kawowy idealny- jest niezły kącik zabaw :)

morawy rowerem042

Coffee passion, coffee lans

morawy rowerem045

Piknik na leciwym placu zabaw

morawy rowerem044

Batoniki zbożowo-słonecznikowo-makowe to najlepsza inwestycja czasu w przedwyjazdowej aferze – zdrowe, sycące i czas umilające.

morawy rowerem046

Jeśli dziecko śpi, to zastanów się, czy szutr go nie wybudzi. Ten wybudził

morawy-rowerem046a

morawy rowerem048

Na Morawach właśnie zaczynało się winobranie i co jakiś czas można było zobaczyć gospodarza doglądającego winnicy czy samochód wypełniony skrzynkami z winogronami. Ale przede wszystkim widzieliśmy TAKIE kiście… pyszne ;-)

morawy rowerem047

morawy rowerem049

Lans tym razem z piwem bezalkoholowym, najlepszym na świecie… Birell. Ostatnią noc spędziliśmy na kempingu… bo dzień nagle się kończył, a tu butla się skończyła i jedzenia brak

Dzień 5   Burcak i ahoj Vladko!

Myśl na dziś: Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać różnica w energii rodzica schodzącego z roweru po długim podjeździe i wyspanego dziecka gotowego do zabawy wychodzącego wtedy z przyczepki.
W podróży rowerowej największy relaks był wtedy, kiedy równo pedałowaliśmy, a dziewczyny obie spały. Można było z mężem zagadać o pięknie krajobrazu, lub też poddać się swobodnemu przepływowi myśli, czasem konkretnej, czasem migawkowej – że ładne kwiatki ma ta pani w ogródku, albo że latarnia ma fajny kształt. Taki reset głowy od spraw związanch z dziecięcym galimatiasem :) Wśród migawek, często migały nam tablice “Burcak”, szczególnie pierwszego i ostatniego dnia. Ale dopiero ostatniego skojarzyliśmy, że nie chodzi o nic związanego z burakiem, tylko o młode wino! Wprawdzie “Burcak” nie brzmi tak dostojnie, jak francuskie “Beaujolais nouveau”, ale jakże prawdziwie – bo ten pyszny napój burczy! Fermentuje! W Mikulovie postanowiliśmy spróbować tego cuda i rozpłynęliśmy się. Dobrze, że nie skusiliśmy się wcześniej, przynajmniej nie było dylematów, kiedy procenty wyparują z mleka mamy.
morawy rowerem050

Portret sióstr z rowerem o poranku.

morawy rowerem051

Najcenniejszy element naszej kawalkady – patrzą na nas z przyczepy te cztery wesołe, ciemne oczka :- )

morawy rowerem052

Intensywny odpoczynek!

morawy rowerem053

…chyba ktoś przyjechał po burcaka? Lokalne winne piwniczki…

morawy rowerem054 morawy rowerem055

morawy rowerem056

Nowe sakwy spisały się na medal, również kolorystycznie, idealnie współgrając z niebem i kontrastując z elementami stroju właścicielki :)

morawy rowerem057

Zjazd do Mikulova

morawy rowerem058

I burcak!

Tego dnia mieliśmy też  w planie spotkanie z Vladką i jej rodziną. Wymieniłyśmy smsy rano, że uda nam się dotrzeć o dogodnej dla wszystkich porze do Lednic, zanim ruszymy w podróż powrotną do Krakowa. Niesamowite, że kiedyś wielokrotnie przemierzałam Morawy autem w drodze do Eisenstadt w Austrii, niedaleko granicy z Czechami, gdzie studiowałyśmy razem z Vladką w ramach wymiany Socrates/Erasmus. Mieszkałyśmy razem przez pół roku w pokoju, a ja najbardziej zżyłam się z czeska ekipą, z którą próbowałam dogadać się w tak bliskim mi języku sąsiadów. Spotkałyśmy się ponownie po 12 (!) latach, już z rodzinami. I wróciła do mnie migawka z nauki polskiego i czeskiego sprzed lat, kiedy mały Lukasek pokazał paluszkiem na niebo mówic “Letadlo”, a Hania “Samolot” :) Zjedliśmy razem obiad w świetnym miejscu (díky Vladko!), w Restauracji u Tlustych z placem zabaw dla dzieci (polecamy! ) i mogliśmy porozmawiać o czeskich i polskich realiach rodzinnych.

morawy rowerem059_1

Hania z Lukim

morawy rowerem060

morawy rowerem061_1

Rodzina polska i rodzina czeska

morawy rowerem062_1

Żegnajcie Morawy, burcak będzie nam burczał w lodówce przez kolejne tygodnie ;-)

morawy rowerem063_1

Strzała tez dała radę, a bagażnik jakby dopasowany rozmiarem do przyczepki :)

I jeszcze taka refleksja na koniec: mimo oczywistych trudów, podróżowanie z dziećmi rowerem jest super przygodą dla wszystkich członków rodziny! I na pewno chcemy więcej i dalej :) Wcale nam się nie chciało wracać do Krakowa, bo dopiero co złapaliśmy rytm drogi.  Jednak przy dwójce dzieci, jak porównujemy wyjazd tylko z Hanią do Chorwacji, jest dużo więcej afery. Poziom wyzwań podróżniczych po prostu rośnie 😉

A to trasa naszej morawskiej przygody:

 

trasa

mapa

Wycinek naszej morawskiej mapy, zakupionej w lokalnym Tesco, pokazuje natężenie ścieżek rowerowych (te fioletowe, ciągłe to asfaltowe, przerywane to w miarę łatwy szutr, kropkowane to mtb)


Burcak, Morawy na rowerze z dziećmi, Winne ścieżki rowerowe
Share



Author

TupTam


22 Comments



rowerowykraj
16 listopada 2015 at 21:29
Reply

Fajne to Wasze podróżowanie z dzieciakami :)



    TupTam
    16 listopada 2015 at 21:55
    Reply

    Dziękuję! Na razie tylko zerknęłam do Was, ale widzę masę polskich, swojskich inspiracji :)

Sebastian
16 listopada 2015 at 13:15
Reply

Piękne tereny :) Mam nadzieję, że odwiedzimy je z rowerami!



    TupTam
    16 listopada 2015 at 21:56
    Reply

    Rzut beretem, więc na pewno :)

Sandi
10 listopada 2015 at 20:47
Reply

Piękne zdjęcia i rewelacyjna wyprawa :) Świetny przykład, że z małymi dzieciaczkami też można podróżować :) Pozdrawiam



    TupTam
    10 listopada 2015 at 21:14
    Reply

    Dziękujemy :) i pozdrawiamy rowerowo!

Robert
21 października 2015 at 22:05
Reply

Świetna wyprawa i jak zwykle rewelacyjne zdjęcia (tu jesteście moimi idolami), jak widać 5 dni, ale przygód jak przez dwa tygodnie :) trzymam kciuki za kolejne wypady rowerowe.



    TupTam
    22 października 2015 at 06:56
    Reply

    Dzięki :) No jakoś jeszcze udaje mi się robić zdjęcia przy dwójce, dostałam w pakiecie dodatkową rękę i uwagę 😉 Tak, przetestowaliśmy rowery, trzeba ruszyć gdzieś dalej :)

Ola z atetrips
20 października 2015 at 09:12
Reply

U tego Pana na ostatnim zdjęciu też kupowaliśmy burcak 😉 My jednak byliśmy tylko dwa dni nocowaliśmy w Lednicach na kempingu, więc podobne trasy robiliśmy jak Wy w 4 dniu -zaliczając jeszcze Valtice a kolejnego dnia był Breclav 😉 Najciekawsze są wszystkie te dzieła architektoniczne po rodzie Liechtensteinów, rozsiane po lesie 😉

P.S. Justyna też uważasz że Birell smakuje prawie jak normalne piwo z alc?



    TupTam
    20 października 2015 at 09:30
    Reply

    Morawy są ekstra…ale zabawnie z tym panem :) Chyba jeszcze wrócimy do niego po burczaka, pycha! A Birell pierwsza klasa, odkryłam go niedawno w czeskim Cieszynie….Fajnie, matki sobie dyskusje o alcoholu zrobiły :) Ale w końcu mam fajną alternatywę jako karmiąca!

Kajtostany La Ruta
20 października 2015 at 07:29
Reply

Ach, jak pięknie. Zdjęcia jak zwykle wymiatają, no i to Wasze podejście. Szkoda, że nie udało się wybrać razem, ale ale, jeszcze spokojnie kiedyś się uda.
Czechy na rower wciąż mamy gdzieś tam w planach,w końcu jest Birell i inne smakołyki:)
Przy dwójce nie ma wytchnienia, ciekawe co się dzieje
przy trójce;)



    TupTam
    20 października 2015 at 07:36
    Reply

    Dzięki :) ….a my ciągle Was wspominaliśmy-jak oni dali radę, że początek cięzki, a potem się kręci, droga mnie, jest pięknie. Przy mocno mobilnej dwójce jest ruch, jak pierwszy raz byliśmy z 11mc Hanią, to ona nawet z kocyka kempingowego nie schodziła! Przy trójce, idyllicznie sobie myslę- najstarsze robi rodzicom kawę :) :)

    tomzoo
    20 października 2015 at 14:11
    Reply

    Może przy wyjazdach z udziałem większej liczby rodzin możnaby poeksperymentować z rozdziałem funkcji obozowych i dyżurów?
    Taka mała optymalizacja działań w czasie kluczowych momentów dnia 😉
    Głównie w zakresie opieki nad czeredką, ale też i może pichcenia?
    😀

      TupTam
      21 października 2015 at 09:18

      :) zapewne jest to jakies rozwiązanie :) ! Odkąd mamy dwójkę, to pichcenie obozowe przejął Wojtek 😀 Zastanawialiśmy się tylko, jak wygląda tempo takiej gromadnej wycieczki i płynność na trasie. Bo my musieliśmy mocno mysleć, kiedy zaspokajać daną potrzebę uczestników, żeby miec jakiś rytm. Jak Mania spała, to jedziemy, zatrzymywanie tylko na siku Hani i ewentualnie ja robiłam krótki postój na zdjęcia. Itd itp A co jeśli jest kilka rodzin z różnymi rytmami? Dodatkowa logistyka :) Ale podejrzewam, że da się to zgrać!

      mikolajo
      28 października 2015 at 11:31

      Nam się zdarza wyjeżdżać z większą liczbą dzieciatych rodzin. Wprawdzie nie rowerowo ale w góry czy na kajaki. Dyżury przynajmniej na postojach są niepotrzebne! Dzieci są tak sobą zajęte, że rola rodzica sprowadza się do nakarmienia potomka (w praktyce złapania go i utrzymania w miejscu) i przebrania majtek zasikanych w czasie zabawy (nie było czasu się wysikać). Nawet rany powstaje w czasie zabawy są przez dzieci totalnie ignorowane.
      Młodsze dzieci też w zasadzie bezobsługowe, bo starsze tak gonią, że samo patrzenie na nich jest ciekawe.

mikolajo
17 października 2015 at 19:36
Reply

Super wakacje! I zdjęcia, jak zwykle, zniewalające.
Ja, naiwna, sądziłam, że Morawy to tak raczej po płaskim, a tu przewyższenia jak w Małopolsce.
Na pocieszenie podróży z dwójką dzieci, powiem, że my osiągnęliśmy stan (albo raczej wiek), kiedy ciężko się rano/po odpoczynku zebrać w drogę, bo dzieci się tak fajnie i samowystarczalnie bawią, że szkoda im zabawę przerywać.



    TupTam
    18 października 2015 at 17:18
    Reply

    Dzięki Olga :) Morawy to właśnie takie malownicze pagórki :) My się na razie długo zbieramy (ok 3h) przez ogarnianie dziewczyn…Mania wlezie wszędzie. Wasze chłopaki już fajnie się razem bawią.Jeszcze trochę i może nasze też będą się razem więcej bawić, mimo większej różnicy wieku (3 lata) :) Pozdrawiamy zza miedzy!

Magda
12 października 2015 at 20:58
Reply

A tam zawsze tak z górki? 😉 To jedziemy i my – tak serio to podobne plany mieliśmy na ten rok, tylko jednak mniej przemieszczania miało być! Na zdjęciach z górką przymykałam oko 😉 Piękne zdjęcia, super wycieczka i wiem jakie to wyzwanie podróż z dwójką maluchów. Szacun! Ale frajda też jest co widać i o tych trudach szybko się zapomina. Dziewczynki superowe!!! Pozdrawiamy :)



    TupTam
    12 października 2015 at 21:11
    Reply

    Z górki łatwiej fotografować 😉 Jedźcie, fajnie tam jest nawet stacjonarnie i robić sobie krótkie wypady. Pagórków trochę jest. No właśnie, rodzice dwójki wiedzą, jaka jest zajętość czasu na takich aktywnych wyjazdach…ale, jak piszesz- głównie pamięta się takie wyjazdy w kategoraich przygody i fajnego rodzinnego czasu :)Również pozdrawiamy!

tomzoo
11 października 2015 at 21:47
Reply

Świetny wyjazd! To mi się podoba – pełen spontan 😀 A perypetie z pierwszego dnia – to jak chrzest na pierwszych koloniach! Czytając Wasze przygody miałem w oczach nasze pierwsze “dziecięce” wyjazdy 😉 Bezcenne!
Czechy to bardzo przyjazny kraj na wyjazdy rowerowe, więc pojawienie się akcentu w postaci noclegów “w pięknych okolicznościach przyrody” było tylko kwestią czasu… 😉 No i pogoda – cud-miód! I to ciepełko we wrześniu, tylko pozazdrościć :)



    TupTam
    12 października 2015 at 11:22
    Reply

    Polecamy każdemu, kto się zastanawia 😉 Jest trud, ale jak się wpadnie w rytm to jest pięknie!! A z dziecmi, wiadomo- gdziekolwiek się jest, to wrażeń moc 😉 Piękny nam się trafił koniec lata na Morawach, choc poranki chłodne…ale za to spektakularne, z mgłą i rosą. Dzikie noclegi w końcu były na wyciągnięcie ręki 😉 a dla kogoś, kto chciałby inaczej- masa kwater, kempingów itp..

TupTam
11 października 2015 at 15:06
Reply

Dziękujemy Aniu :)



Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

© 2016 TupTam
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.Zamknij