Żeby zrozumieć nasz powrót to trzeba wrócić do wpisu sprzed prawie 2 lat, kiedy to pierwszy raz zawitaliśmy w Nowicy i Szpilkowie. Wróciliśmy żeby się spotkać, to przede wszystkim. A przy tym nieświadomie spełniliśmy zimowe marzenia sprzed 2 lat. Było tak, jak sobie wymyśliłam wtedy: “chatka i krajobraz połączone ze sobą śniegiem, skrząca biel aż po horyzont itd”. Kiedy końcem grudnia wyjechaliśmy z Bielska, gdzie śnieg leżał tylko w okolicznych górach i wjechaliśmy na Przełęcz Małastowską, to nie mogliśmy uwierzyć w tę zimę i w otulone śniegiem chatki o zachodzie słońca. Hania w zachwycie powiedziała, że nigdy nie widziała piękniejszego widoku w górach! Cieszyła się też, że znów będzie w tym samym domku co kiedyś. Fajnie wrócić, pomyśleliśmy. Przywitały nas jak zwykle najpierw pieski, potem uśmiechnięci gospodarze no i jeszcze inni goście. Wśród nich nasi rowerowi-blogowi znajomi Emilia i Paweł, z którymi chcieliśmy się w końcu spotkać. I to dzięki ich propozycji o spędzeniu Sylwestra w Szpilkowie, do którego trafili zachęceni naszym błotnistym wpisem na blogu, wróciliśmy w przyjazne progi Szpilkowa i otwarte pola Nowicy. Przyznam, że to miejsce idealnie spełnia nasze potrzeby na relaksujący pobyt z dziećmi i będzie to chyba nasza stała południowa baza na rożne okazje.
Dzieci zniknęły pierwszego wieczoru i dochodziły tylko na jedzenie 😉 Stół w jadalni – centrum szpilkowego wszechświata, był idealnym punktem obserwacyjnym biegającej dziatwy w szale zabawy. Mogliśmy w spokoju oddać uwagę tematom dorosłych, zgłębiać nowe znajomości… i tylko czasem kontrolnie rzucić “Gdzie jest Mania?”. Ale żeby nie było – bawiliśmy się z dziećmi przednie, głównie na świeżym (zero smogu!) powietrzu, do czerwoności policzków i zmarzniętych paluchów. Przestrzeń Beskidu Niskiego to łagodność, a w połączeniu z zimą niektóre przestrzenie wyglądały baśniowo. Bardzo lubimy te proste przyjemności, jak spacer po dziewiczej bieli zimowej łąki. Oczywiście uskuteczniliśmy dwa wyjazdy na stok w pobliskim Smerekowcu, który Hani bardzo pasował. A przy okazji spotkaliśmy się tam z naszymi kochanymi wariatami Kajtostanami, którzy są pionierami survivalu zimowego z dziećmi w Polsce. Poczytajcie 😉 Podsumowując – czwarty raz w Beskidzie Niskim, drugi w Szpilkowie i wiemy, że to nie koniec, bo w tym Beskidzie zawsze fajnie jest!
2 Comments
Po takim wpisie nic tylko jechać w Beskid Niski! Cudo!
Ada, koniecznie my tam jeszcze chyba zawitamy w tym roku w lecie. Ale zima tam piękna!