..i na pewno nie po raz ostatni. Wybieraliśmy się tam od dłuższego czasu- w końcu to rzut beretem od Garwolina, gdzie co roku odwiedzamy rodzinę. I w końcu przy okazji wizyt rodzinnych w sierpniu w Łodzi i Garwolinie udało się zobaczyć tę krainę. Króciutko, za krótko by wczuć się w lokalny klimat i dłużej posnuć się po opustoszałych wioskach, przycupnąć na ławeczce, by zagłębić się w ciekawe historie przenikających się kultur. Może następnym razem trzeba będzie wrócić tam z rowerami- to tempo idealnie wpasowałoby się w Podlasie.
Ale w 4 sierpniowe dni zobaczyliśmy bezkresne pola, domeczki pochowane gdzieś w tym spójnym, spokojnym krajobrazie, stada bocianów, kolorowe cerkwie, odwiedziliśmy żubry w puszczy i spaliśmy w stuletnim domku z drewnianymi okiennicami. Stacjonowaliśmy w Dubiczach Cerkiewnych, skąd robiliśmy wycieczki po okolicy. Na koniec po drodze do Garwolina zahaczyliśmy jeszcze o Janów Podlaski i Świętą Górę Grabarkę.
Pierwsza noc na Podlasiu spędziliśmy w klimatycznej chacie, gdzie wszystko wyglądało jak sprzed lat- to dom rodzinny pani Niny, naszej gospodyni. Niestety powietrze tam tez było wiekowe, muchy nie dawały spać, więc przenieśliśmy się do domku naszych gospodarzy 😉
3 Comments
O, Góra Grabarka, pamiętam… robi wrażenie o każdej porze roku. Na Podlasiu bywam od czasu do czasu, chyba najlepszą porą na odwiedzanie jest Babie Lato, czyli końcówka września. Ciężko opisać, jak tam jest, nie będąc na miejscu. Te miejsca trzeba odkrywać samodzielnie, nie śpiesząc się.
No własnie, nie spiesząc się. Dlatego rower wydaje mi sie idealny na tamte tereny, takie tempo w sam raz
Cudowne … zdjęcia mówią więcej niż słowa. Niepowtarzalny klimat.