Było o drodze, dniu z dziećmi, więc dodajemy jeszcze garść praktycznych porad, głównie pod kątem dzieci
Upał + tropiki:
- Zwykły spryskiwacz do kwiatków doskonale spełnia funkcję chłodzenia dzieci i zabawy w śmigus dyngus.
- Chusta nad przyczepką, zamontowana między siodełkiem, a tylną rączką przyczepki, oprócz kolorytu daje świetny cień.
- Kapelusiki i kremy z wysokimi filtrami to absolutny mus w tropikach, w przyczepce smarowaliśmy dziewczynkom tylko nóżki i rączki, bo tylko na te części ciała świeciło im czasem słońce.
- Parasol – jeden z “must have” na Sri Lance. Do kupienia wszędzie. Przydatny na deszcz, na słońce, można nim “gadać” i jaka super pamiątką!
- Wilgoć jest mocno uciążliwa – pranie schło 2-3 dni, a rowery pozostawione na noc pod dachem po jeździe w deszczu, błyskawicznie łapały rdzę. W akcie desperacji prawie kupiliśmy suszarkę 😉 Może warto ją zabrać z domu?
- Upał dla dzieci nie był tak uciążliwy, jak dla nas 😉
Jedzenie:
- Placki roti, przypominające nasze naleśniki, bułki i chleb, banany, mango, świeżo wyciskane soki owocowe, jogurt z mleka bawolego, omlety serwowane na śniadania w hotelach to baza diety dziewczyn. Ryżu nie lubią
- Płatki owsiane, które musieliśmy dokupić na miejscu są 6x droższe niż w Polsce – made in Austria!
- Przekąski: banany i inne owoce, bakalie dostępne w większych sklepach, a gdy ich nie było, to lokalne ciastka kokosowe i sezamowe kulki.
- Woda butelkowana dostępna po drodze bez problemu + soczki z mango.
- Podobno sok z kokosa wspaniale uzupełnia mikroelementy przy wysiłku rowerowym. Nam specjalnie nie zasmakował, ale fajnie się z nim pozowało 😉
- Grzałka to nasz gadżet kuchenny nr jeden (do kupienia na miejscu z tamtejsza wtyczką). Wodę do płatków można ugotować w metalowym kubku wszędzie. Do tropikalnego bagażu dołączyła tez tarka Tarte owoce czyniły poranną bulbę owsiankową ciut bardziej wykwintną.
Spanie:
- Baza noclegów bardzo duża, wystarczająca dla dziennego rowerowego dystansu z dziećmi tj. ok 40 km. Z drogi widoczne tabliczki “Rooms AC/Non AC” (AC – air condition). My wybieraliśmy ciut lepszy standard ze względu na wszędobylską Mariankę. A i tak zdarzyły nam się karaluchy. Bo małe gekonki za zasłoną to standard 😉 Pokój to wielkie łóżko z moskitierą, a łóżka wysokie, więc trzeba było minimalizować ryzyko fikołka na podłogę rozkładając naokoło bagaże. Dla Mani mieliśmy namiocik Deryan, ale nie chciała w nim spać. Przydał się tylko raz na drzemkę na plaży Do przykrycia starczały cienkie kocyki, w góry mieliśmy też jeden śpiwór dla Hani. Za dzieci nie płaciliśmy, tylko za pokój, a cena wahała się w granicach 50-120 zł. Podobno ceny są 2 razy wyższe niż rok czy dwa lata temu. My dodatkowo nie zawsze mieliśmy siły na targowanie i szukanie innej opcji. Często korzystaliśmy z booking.com z kilkudniowym wyprzedzeniem, by nie musieć szukać na miejscu. Z Polski zarezerwowaliśmy jak zwykle tylko pierwszą i ostatnią noc w Villa Alexandra w Negombo – bardzo polecamy! Dodatkowo polecamy swojski Coconut Palm Guesthouse w Dikwella, z zejściem na cichą plażę, Dinsara Pearl Villa z cudnym widokiem i ogrodem w Weligama i Holiday Homes w Ella z przemiłą właścicielką. Dwa przyjemne hotele, to Blue Wings niedaleko Bandarawela oraz Tissa Inn w Tisamaharama, gdzie dostaliśmy dużą zniżkę “na dzieci” 😉
- Uwaga na klimatyzację – my chłodziliśmy niewiele (min 25 st.), a i tak w ostatnim tygodniu chyba przez to (?) przyplątało się Mariance zapalenie gardła
Higiena, zdrowie itp:
- W większych supermarketach i sklepach bez problemu można dostać pieluchy, mokre chusteczki i inne dzieciowe gadżety.
- Niezmiennie od lat bierzemy lekki dmuchany basenik (zakupiony w Auchan za 9 zł) na kąpiele dzieci – nic nie waży, a frajdy dużo i wygodna kąpiel.
- Żel antybakteryjny mieliśmy zawsze pod ręką.
- Opieka zdrowotna na dobrym poziomie – niestety mieliśmy okazję ją sprawdzić. W ostatnim tygodniu byliśmy u lokalnego lekarza w związku z zapaleniem gardła Marianki – porządna klinika, miły, anglojęzyczny lekarz, koszt wizyty 100 zł, przepisany antybiotyk dostępny bez recepty (po rozrobieniu proszku trzeba go było przechowywać w lodówce, a że my w drodze, to kupiliśmy 3 szt i co nocleg przygotowywaliśmy nowy).
- Nie ma zagrożenia malarią (podobno 4 lata bez choroby), ale jest zagrożenie np dengą. Więc lepiej nie dać się ugryźć. Stosowaliśmy repelent Mugga w kulce 20% DEET i lokalną Citronella 100% naturalna. Komary były w zasadzie wszędzie, ale dokuczały głównie o świcie i od zmierzchu do nocy. Poza tym nie były zbyt uciążliwe, na wieczorne spacery zakładaliśmy długie rękawy, a stopy smarowaliśmy Mugga, w nocy stosowaliśmy odstraszacz komarów do gniazdka i moskitierę. Przez cały wyjazd dziewczyny miały tylko kilka ugryzień, za to Wojtek zebrał ich dziesiątki grzebiąc wieczorami przy rowerach.
Plaże, miasta, transport, atrakcje
- Przejazd pociągiem i tuk-tukiem to super atrakcja !
- Lokalne autobusy są dość szalone i dla nas, mimo krótkich odcinków, było to duże wyzwanie, ze względu na chorobę lokomocyjną dziewczyn.
- W większości miast są place zabaw, które lubimy odwiedzać we wszystkich krajach. Duży i fajny plac zabaw jest w centrum Kandy nad jeziorem.
- Plaże są bardzo różnorodne, do wyboru, do koloru – od lokalnych, po bardzo turystyczne. Trzeba uważać na fale oceanu, które są bardzo silne.
Linki:
Poniżej wspaniałe bazy informacji oraz opisy miejsc wartych odwiedzenia na Sri Lance + piękne zdjęcia
Sri Lanka od podszewki u rodziny zimującej tam kilka miesięcy – Mary w plecaku
Sri Lanka praktycznie u Kasi i Marka –Kasai
Sri Lanka praktycznie u Łukasza
Sri Lanka z trójką dzieci lokalnymi środkami transportu – Buczek-Mruczek
I jeszcze dużo praktycznych porad ad zdrowia w tropikach od Natalii
Rowerowo:
Ewa i Bartek 2013
Lucyna i Igor 2006
2 Comments
Cześć, czy zabieraliście swoją moskitierę? Czy liczyliście tylko na te dostępne w hotelach?
Cześć, braliśmy swoją, bo nie zawsze była w hotelach