Plan był prosty- jechać gdzieś na Południe w okresie Wielkanocy. Miało być ciepło, ładnie, nad morzem i z bliskim dostępem lotniska. Wprawdzie jechaliśmy z Bielska autem, ale z babcią, która po tygodniu musiała wracać do domu samolotem. I tak padło na Toskanię, bo nie było nas jeszcze w tym bardzo sławnym kawałku Europy. Na tydzień naszym domem stał się dom z XIX wieku z klimatycznymi drewnianymi sklepieniami, w małej miejscowości Massarosa nieopodal Lukki. W tej okolicy krajobrazy niewiele mają wspólnego z wyrytymi w głowie idyllicznymi obrazkami Toskanii, za to bliskość zabytkowych miast w okolicy nie pozwoliła na nudę. W ciągu pierwszego tygodnia przedreptaliśmy uliczkami Florencji, Lukki, Pizy i dodatkowo wybraliśmy się na wycieczkę do Cinque Terre, ograniczając się do jednego z pięciu miasteczek, Vernazzy. Żeby jakoś trawić zabytkową treść wspomnianych wyżej miasteczek, jeździliśmy na pobliską plażę, gdzie chłonęliśmy słońce, lody i włoski przedsezonowy chill (podczas gdy w Polsce zima po raz ostatni zaskoczyła śniegiem).
Florencja to 6 godzin natłoku wrażeń. Gdyby nie przyczepka, w której dziewczynki miały swoje królestwo, to szczerze- nie dalibyśmy rady w świątecznym tłumie zobaczyć tego miasta. Dawno nie zwiedzaliśmy miast i ilość zabytków na metr kwadratowy po prostu nas przytłoczyła. Z racji Wielkanocy i wykupionych na tydzień wcześniej biletów nie zobaczyliśmy nawet florenckiej perełki, czyli kopuły bazyliki Santa Maria del Fiore od wewnątrz i z góry, skąd rozciąga się wspaniały widok. Udało nam się jednak zobaczyć piękną panoramę miasta i dominującą w niej kopułę bazyliki, bo zaparkowaliśmy na placu Michała Anioła – Piazzale Michelangelo. Zawsze będzie nas zadziwiać niezwykła spójność i jednorodność włoskich miast i miasteczek. Tak więc, z oczopląsem od wspaniałych dzieł sztuki, dreptaliśmy wraz z tłumem naszą florencka pętelkę zwiedzając jeden kościół w środku (Santa Croce) i ciesząc się, że nasze małe podróżniczki “gadają Pinokiem” w przyczepce, cieszą się z lodów, chłoną na swój sposób miasto i nie marudzą, że nie dotarliśmy do obiecanego na dłuższy wypoczynek zielonego parku.
Wielkanoc we Włoszech upłynęła nam mało tradycyjnie, jednak zadbaliśmy o świąteczny klimat, a dziewczynki najbardziej cieszyły się z wielkich czekoladowych jaj- niespodzianek, które jak się okazało mieszczą w sobie niespodziankę podobnych gabarytów, co zwykłe jajko-niespodzianka. Polski mazurek i baba mieszały się z toskańskimi ciastkami migdałowymi Cantucii, a Hania i Mania w końcu miały śmigus-dyngus w pełnym słońcu.
ass=”aligncenter size-full wp-image-7560″ src=”https://tuptam.pl/wp-content/uploads/2017/07/toskania131.jpg” alt=”toskania131″ width=”1600″ height=”1067″ />
Na a jak nasze dziewczynki w Toskanii? Po raz kolejny przekonaliśmy się, jak fajnie mieć towarzysza w podróży, czy to w wielogodzinnej drodze autem, czy pod katedrą- można pogadać, powygłupiać się, powymieniać smakami lodów, plaża jest najlepsza na relaks- przesypywanie piasku nie znudzi się nigdy, a przyczepka najlepsza na wszystko 😉
Informacje praktyczne:
2 Comments
Ach, te Włochy! Niesamowite, magnetyczne i bajecznie piękne. Zdjęcia wspaniale oddają klimat. My w maju bawiliśmy w Apulii i już marzę o powrocie. Teraz w inny region.
Jak zawsze piekna relacja i zdjecia, ale najladniejsze i tak dzieciaczki!